Dziecko na straży ładu i porządku: niewykonalne czy jednak możliwe bez „ofiar” w ludziach? A jeśli już, to jak?
Pole minowe, po którym stąpają młodzi rodzice chcący wychować swoje dzieci na mądrych, empatycznych, wrażliwych i schludnych ludzi, jest najeżone pułapkami. Wśród tych najczęściej pojawiających się jest różne rozumienie przez jednych i drugich pojęcia porządku, sposobów na jego utrzymanie oraz samej idei życia w ładzie i harmonii, a co więcej – realnej możliwości odczuwania z tego powodu satysfakcji. Przy czym naprawdę wiem, o czym mówię: mojemu obecnie nastoletniemu synowi we wczesnym dzieciństwie zdarzało się „nie współpracować” w tym zakresie, co jest chyba najłagodniejszym określeniem, jakie przyszło mi do głowy.
Szymek od najmłodszych lat był dzieckiem piekielnie inteligentnym i równie piekielnie leniwym. Całe szczęście, że zwykle to pierwsze brało górę – do tego stopnia, że jako 4,5-latek włożył całą swoją energię w naukę łączenia liter, co poskutkowało samodzielnym przeczytaniem tuż po piątych urodzinach pierwszej części „Harry’ego Pottera”. A przez całą podstawówkę góra kilka razy zdarzyło mu się nie odrobić pracy domowej. Nie, pod względem obowiązkowości w sprawach „wyższej rangi” nie można mu było niczego zarzucić.
Przypadek beznadziejny?
Jednak moje „cudowne dziecko” miało też swoją drugą, „mroczną” naturę: zupełnie nie dostrzegało potrzeby angażowania się w obowiązki domowe, z naciskiem na swoje cztery ściany. „To moje bagno!” – przekonywał, od kiedy tylko do kanonu ulubionych filmów włączył „Shreka”. Jak łatwo się domyślić, „bagnem” był jego pokój, w którym za wszelką cenę próbował zaprowadzić własne porządki. Rzeczowe argumenty torpedowała błotna lawina, która schodziła z potężną siłą, porywając ze sobą wszelkie mądrości w zakresie ładu i wspólnej o niego dbałości, jakie dotychczas udało się wpoić młodzieńcowi.
Miałam dwa wyjścia: obniżyć poprzeczkę (co było zdecydowanie łatwiejsze, jednak oznaczałoby złożenie broni i konieczność ogłoszenia totalnej porażki wychowawczej już na starcie) albo niezwłocznie wprowadzić w życie przebiegły plan B, zgodnie z którym nieświadomy „spisku” junior będzie się świetnie bawił, porządkując mimochodem pobojowisko w swoim pokoju: systematycznie i w dodatku z uśmiechem na twarzy :)
1:0 dla mnie! Chyba nie muszę dodawać, na czym stanęło? W wyścigu o „Puchar dla Najbardziej Zatwardziałejw Bojach Mamy na Świecie” nie tylko bezwstydnie obnażyłam i rozgromiłamw kilkunastu rundach niechęć młodego człowieka do systematycznego „odgruzowywania” swojego pokoju, ale też sprawiłam, że na samą myśl o wyjściu z inicjatywą porządkową poza swoje cztery ściany nie reagował „odczynem alergicznym” w postaci gęsiej skórki na ciele :)
Czy dzieci powinny pomagać w domu?
Każdy członek rodziny powinien mieć swój wkład w to, by wszystkim żyło się w domu dobrze i czuli się jego częścią. Wbrew obawom włączenie dzieci w obowiązki domowe dowartościuje je i sprawi, że jeszcze bardziej poczują się równoprawnymi członkami rodziny. A już w ogóle najlepiej, gdy ich imię zostanie umieszczone przy określonych czynnościach w rodzinnym planie obowiązków, w którym same będą mogły odhaczać wykonanie poszczególnych zadań. Jest też druga strona medalu: w ten sposób dzieci od najmłodszego uczą się obowiązkowości, staranności, sumienności, uczynności oraz konsekwencji w dążeniu do celu. Mają poczucie, że są godne zaufania i można na nich polegać, co z kolei pomaga w budowaniu poczucia własnej wartości.
Plan systematycznego wdrażania dzieci w pomoc w domu zawiera się w kilku punktach:
Uznanie konieczności stopniowego włączania dziecka w obowiązki domowe (wbrew pozorom, że to „oczywista oczywistość”, jest to obowiązkowy punkt, który każdy rodzic musi naprawdę solidnie przerobić).
Nakreślenie profilu psychologicznego młodego człowieka (a konkretnietego, w jaki sposób rozumuje, co kieruje jego zachowaniem w określonych sytuacjach itd.).
Dogłębne zbadanie gruntu (mocne i słabe strony, ulubione zabawy itp.).
Zero moralizowania, w zamian za to sięgnięcie po atrakcyjną „pomoc naukową” (np. bajka/piosenka/książka/gra o tematyce sprzątania, dbania o porządek itp.).
Próba ognia!
Każdorazowe docenienie zaangażowania (i to niezależnie od efektu podjętych działań!).
Kiedy dziecko powinno zacząć pomagać w domu?
Dolna granica wiekowa tak naprawdę nie istnieje, maluch wcale nie musi posiadać określonych predyspozycji, by dołożyć swoją cegiełkę do wspólnego dzieła, jakim jest domowa harmonia (na wszystkich szczeblach, włącznie z tak prozaicznym tematem, jak porządkowanie przestrzeni, z której na co dzień korzystają wszyscy domownicy). Zasada jest następująca: im wcześniej, tym lepiej, bo tylko w ten sposób dziecko w sposób naturalny będzie włączało się w kolejne obowiązki domowe, traktując to jako zabawę. W przeciwnym wypadku może mieć poczucie, że nowe obowiązki wiążą się z osiągnięciem przez nie określonego wieku i nabyciem konkretnych umiejętności, co może przynieść efekt odwrotny do zamierzonego: zamiast radości z własnego rozwoju będzie odczuwało smutek, a nawet złość.
A skoro już teorię mamy za sobą, czas na praktykę! I tutaj pojawiają się (wysokie) schody… Bowiem jak nauczyć dzieci porządku, skoro rozbieżności wywołuje już sama jego definicja?! Musimy sobie bowiem uczciwie przyznać, że to, co dla nas jest bałaganem w najczystszej postaci, dla naszych dzieci jest po prostu ich królestwem, w którym czują się najlepiej. Szczęście w nieszczęściu, że co jakiś czas dostępujemy zaszczytu bycia zaproszonym do królestwa. A wtedy liczy się każda minuta!
Zdania-wytrychy, które dadzą do myślenia:
● „Jak ślicznie poukładałaś/-eś te misie na półce, wyglądają na bardzo zadowolone!”. ● „Mam pomysł na super zabawę: kto z nas wskaże więcej przedmiotów w twoim pokoju, które nie zostały odłożone na swoje miejsce, wygrywa!”.
● „Słyszałam, że w tym pokoju mieszka super bohater/-a, który/-a marzy o tym, by wyruszyć na super misję i wyswobodzić biedne pluszaki z rąk strasznego potwora, który je wepchnął pod łóżko, gdzie na pewno jest im strasznie niewygodnie i czują się samotne…”.
I niech tylko ktoś powie, że po usłyszeniu takich słów młody człowiek nie połknie przynęty! Ba, nawet więcej: zabawa z porządkami w tle stanie się jedną z ulubionych i najbardziej wyczekiwanych :) My zaś osiągniemy cel, jakim jest subtelne zasianie w dziecku niepewności, czy aby na pewno w jego królestwie wszystkim żyje się dobrze :) Bingo!
W tym momencie inwencja leży po stronie rodziców. Przykład idzie z góry, a przecież nie od dziś wiadomo, że zadania dla dorosłych są najbardziej pożądane przez dzieci, więc dlaczego nie skorzystać z tej wiedzy? Z kolei zabawa w dom to jedna z ulubionych aktywności dzieci – dlaczego zatem nie pobawić się „na prawdziwo”? Należy pamiętać, że tutaj wszystkie chwyty są dozwolone, o ile prowadzą do wykształcenia w młodym człowieku określonych wzorców, które chętnie będzie powielał w przyszłości. Cel jest taki: poprzez subtelne zwracanie uwagi na detale dziecko samo ma dojść do wniosku, że łatwiej i przyjemniej żyje mu się, gdy przestrzeń wokół jest uporządkowana.
Kawa na ławę, czyli jak (bezstresowo dla obu stron) nauczyć dzieci sprzątać?
PRZYJEMNA ROZGRZEWKA
● Włączenie w ciągu dnia piosenki o sprzątaniu, np. „Posprzątajmy razem bałagan w pokoju”, „Piosenka o sprzątaniu w domu”, „Domisiowe sprzątanie”.
● Wspólne obejrzenie edukacyjnej bajki, w której bohaterowie zabierają się do porządkowania przestrzeni wokół siebie, np. „Wielkie domisiowe porządki”.
● Granie w gry planszowe, w których wygrywa gracz, któremu szybciej uda się zaprowadzić porządek, np. „Kociaki łobuziaki”, „Sprzątanko”.
● Przeczytanie na dobranoc książki, w której pojawia się motyw sprzątania, np. „Krok po kroku. Sprzątamy”, „Wielki bałagan i jeszcze większe porządki”, „Bałagan”.
ĆWICZENIA PRAKTYCZNE (uwaga: za pierwszym razem zawsze wspólne wykonywanie czynności, wraz z dokładnym instruktażem i zdradzeniem „tajników”, które pozwolą dziecku łatwiej uporać się z bałaganem; same zadania muszą być idealnie dopasowane do jego wieku i możliwości)
● Zakup zabawkowych sprzętów gospodarstwa domowego, by dziecko mogło od najmłodszego towarzyszyć rodzicom w czynnościach domowych.
● Zaproponowanie dziecku zabawy w sprzątanie, podczas której będzie mogło się wcielić w bohatera ulubionej bajki.
● Wyznaczenie wspólnie z dzieckiem stref w pokoju, dzięki czemu będzie mu łatwiej zapanować nad bałaganem. Wskazanie, że każdy przecież lubi mieć swoje miejsce w życiu, pluszaki i misie też (uwaga: wcześniej należy zadbać o to, by w pokoju młodego człowieka nie zabrakło atrakcyjnych pojemników na zabawki).
● Zabawa w układanie autek, misiów, puzzli, gier planszowych w stosy lub rzędy.
● Wysyłanie dziecka na misje specjalne, podczas których np. będzie musiało czołgać się pod łóżkiem, aby wyciągnąć spod niego zabawki.
● Organizacja zawodów w sprzątaniu, co będzie dla dziecka nie lada wyzwaniem.
● Uwaga: ten punkt jest wyłącznie dla rodziców o mocnych nerwach! :) Pokazywanie na przykładach, jakie są skutki nieporządku, np. położenie na niestartym ścierką stole kartki papieru, by się potłuściła, posadzenie ulubionego misia na zakurzonej komodzie i pokazanie dziecku, co się wtedy stanie, pozwolenie, by kwiatek zaczął usychać, a z kuwety kota zaczął się wydobywać nieprzyjemny zapach.
● A skoro już mowa o „śmierdzących sprawach”, to jak w najbardziej atrakcyjny sposób na świecie nauczyć dziecko segregować śmieci? Odpowiedź jest prosta: wystarczy zorganizować rodzinny quiz wiedzy, w którym zadaniem uczestników będzie wskazanie, do pojemnika w jakim kolorze należy wrzucić poszczególne odpady (ma się rozumieć, za każdą prawidłową odpowiedź gracz otrzyma punkt). Albo konkurs polegający na wskazaniu jak największej liczby odpadów umieszczonych w nieodpowiednich pojemnikach. O co zakład, że młodzi ludzie wkrótce całą teorię będą mieli opanowaną do perfekcji? A w tym momencie najwyższy czas przejść do praktyki :)
TRENING CZYNI MISTRZA!
● Mianowanie dziecka swoim specjalnym pomocnikiem ds. ładu, na którym spoczywa ogromna odpowiedzialność za to, by wszystkim domownikom żyło się przyjemnie.
● Wyprawa do sklepu i wspólne wybranie gadżeciarskich akcesoriów uprzyjemniających sprzątanie.
● Po zakończonej akcji pod kryptonimem „Wielkie sprzątanie” zwracanie uwagi, jak jestpięknie, gdy wokół panuje porządek.
● Za każdym razem, gdy dziecko podejmie próbę włączenia się w obowiązki domowe, wręczenie mu przechodniego „medalu”: brązowego – gdy zadanie nie zakończy się sukcesem, srebrnego – gdy zakończy się częściowym sukcesem, złotego – gdy zakończy się pełnym sukcesem.
● Gdy młodemu człowiekowi nie uda się dokończyć zadania, bezwzględnie należy dać mu czas na nabranie do tego dystansu, a następnie zmotywować, by spróbował jeszcze raz, co jak nic innego pozwoli mu uwierzyć we własne siły.
● Po określonej liczbie zakończonych sukcesem prób nadanie dziecku tytułu władcy porządku, mistrza odkurzania itp.
Nie ma za co ;)
PS. Naturalnie powyższe przykłady są jedynie inspiracją, wszelkie ich modyfikacje i usprawnienia mile widziane :)
Patrzeć, gdzie wzrok nie sięga…
A skoro własne podwórko udało nam się z grubsza uprzątnąć, warto zachęcić dziecko do rozejrzenia się wokół. Tutaj również nie obędzie się bez szczerej rozmowy na temat nierówności społecznych, problemów wynikających z biedy, choroby, inwalidztwa itp. I o ile pewne tematy są naprawdę trudne, o tyle jest wiele takich, od których można spokojnie zacząć uwrażliwiać dziecko na potrzeby innych. I tak np. gdy w czasie rozmowy o tym, jak minął mu dzień w szkole, wspomni, że koleżanka była nieobecna z powodu choroby – zachęćmy, by zadzwonił do niej i zaproponował lekcje. A zabawki, którymi się już nie bawi, spakował do pudła, które następnie trafi do potrzebujących dzieci.
Jak nauczyć dzieci pomagać innym?
● Dawanie dobrego przykładu, np. rozmowa o tym, że sami przekazujemy co jakiś czas środki na potrzebujących (np. 1% podatku).
● Wspólny udział w zbieraniu funduszy dla potrzebujących, akcjach charytatywnych (np. WOŚP).
● Zachęcenie do systematycznego przekazywania przez dziecko małej sumy ze skarbonki np. na karmę dla psów w schronisku.
● Wskazanie, że np. starszej pani z sąsiedztwa przydałaby się co jakiś czas pomoc we wniesieniu zakupów do mieszkania.
● Dbanie, by w biblioteczce dziecka znalazło się kilka książek o dzieciach, które są w potrzebie.
● Utwierdzenie dziecka w przekonaniu, że dobro, które okaże innym, powróci do niego w najmniej spodziewanym momencie, a może nawet wtedy, kiedy samo będzie potrzebowało pomocy.
Trzymam kciuki, by poszło Wam łatwiej niż mi z moim porządkowym ignorantem ;) Choć dziś z perspektywy czasu muszę przyznać, że owszem, Szymek nie zawsze dostrzegał to, co leżało tuż pod jego nogami, ale za to jeszcze nigdy nie zdarzyło mu się nie zauważyć ludzkiej krzywdy. To kolejny dowód na to, że „dobrze widzi się tylko sercem” :) Pamiętajcie o tym również podczas mozolnych prób zaprowadzania domowych porządków!
Mama Aga