Próżno szukać sprawdzonego przepisu na to, by nasze dziecko sprawnie nauczyło się władać językiem obcym (a najlepiej kilkoma!), zaś po drodze nie straciło choćby grama radości życia od nadmiaru obowiązków. Niestety, jedyna słuszna ścieżka rozwoju językowego nie istnieje. W tym przypadku najlepiej sprawdza się uniwersalna zasada: nieważne, że małymi kroczkami – ważne, że z uśmiechem na ustach i do przodu!
Jak mimochodem otworzyć malucha na języki obce? Kiedy zacząć uczyć dziecko języka obcego? Po czym poznać, że młody człowiek jest już gotowy na naukę drugiego języka obcego, zanim pojawi się on jako przedmiot w szkole podstawowej? Co może mu dać taka nauka? Wreszcie: jakie długofalowe korzyści dla mózgu ma nauka języków obcych? Odpowiedzi poniżej.
PROLOG
Szymek od kołyski otaczał się zabawkami anglo- i niemieckojęzycznymi. I myliłby się ten, kto sądzi, że był to świadomy wybór rodziców. Nie, 17 lat temu na polskim rynku mądre, a zarazem wysokiej jakości edukacyjne zabawki interaktywnedopiero raczkowały, zaś prawdziwe perełki były do upolowania na aukcjach zagranicznych. Cały szkopuł tkwił więc w tym, że można było kupić dziecku produkt polskojęzyczny, który oferował zwykle mniej możliwości zabawy, a w wielu przypadkach wystawiał na najcięższą próbę bębenki uszne malucha i jego rodziców, albo super zabawkę obcojęzyczną. Tak czy inaczej: nasz syn praktycznie od kołyski miał do czynienia z językami obcymi, co już na starcie dawało mu pewną przewagę.
AKT PIERWSZY
Irlandia, Dublin, Blanchardstown Shopping Centre
Do czteroletniego Szymka, który podczas urlopu w Dublinie pojechał z rodzicami zwiedzić tamtejsze największe centrum handlowe, zagadnął ledwo co odrosły od ziemi Irlandczyk, wyraźnie niemający najmniejszych problemów z nawiązywaniem znajomości z cudzoziemcami.
– My name is Dave. What’s your name?
Szymek zmierzył go lodowatym wzrokiem i mimo że przedstawianie się w języku angielskim dawno już opanował na przedszkolnych zajęciach, odpowiedział z posępną miną:
–Cześć, Dave. A ja mam na imię Szymon.
Mały Irlandczyk spojrzał na niego z zakłopotaniem, nie rozumiejąc ni w ząb, zaś Szymek odwrócił się na pięcie, mrucząc pod nosem: „Nie będę z nim rozmawiał po angielsku! Dlaczego to on nie porozmawia ze mną po polsku?!”.
I na nic zdała się moralizatorska rozmowa o otwartości na innych, którą umożliwia właśnie umiejętność porozumiewania się w jednym z najpopularniejszych języków urzędowych na świecie. Nasz syn nie widział potrzeby, by zagraniczny wyjazd wykorzystać do otwarcia się na obcokrajowców. Nie zamierzał nawet próbować porozmawiać po angielsku. Nie bo nie. Postanowiliśmy więc spokojnie przeczekać największą burzę.
AKT DRUGI
– Rodzice, mam do Was bardzo ważną sprawę! Musicie mnie zapisać od września do szkoły językowej! Będę się uczył angielskiego!
Struchleliśmy. Nasz syn trzy miesiące wcześniej skończył sześć lat, od września miał zostać dumnym zerówkowiczem, ale na poważną naukę angielskiego to chyba nie byliśmy gotowi…
– Synku, a może warto zaczekać, aż pójdziesz do pierwszej klasy, bo tam też będziesz się uczył angielskiego na lekcjach…
– Nie, tak długo nie mogę czekać, muszę wcześniej dobrze poznać angielski! – odparł tajemniczo.
– Ale dlaczego akurat teraz o tym pomyślałeś? – dopytywaliśmy, gdyż nagły zwrot stanowiska w sprawie przydatności znajomości języków o 180 stopni wydał się nam co najmniej podejrzany.
– Jestem przecież piłkarzem i pomyślcie tylko, jaki to byłby obciach, gdyby jakiś znany klub zaproponował mi współpracę, a ja musiałbym podpisać kontrakt, nie rozumiejąc z niego ani słowa? – odparł rezolutnie nasz sześciolatek.
Szymek rozgromił nas w tym pojedynku 1:0. Owszem, należał do lokalnej szkółki piłkarskiej, ale traktowaliśmy to raczej jako rodzaj aktywności fizycznej niż początek kariery. Tymczasem nasz mały perfekcjonista miał jasno wytyczone cele: jeśli już się do czegoś zabierał, to na poważnie, a najlepiej z wyprzedzeniem co najmniej o krok.
W ten sposób we wrześniu Szymek po raz pierwszy usiadł w najprawdziwszej ławce na najprawdziwszej lekcji angielskiego w najprawdziwszej szkole:)
* Anglojęzyczny kontrakt piłkarski nie doszedł do skutku ;) Szymek wkrótce zafascynował się dżudo i postanowił spróbować swoich sił w tym sporcie. O rezygnacji z lekcji angielskiego ku naszej radości nawet się nie zająknął :)
Jakie korzyści niesie ze sobą nauka języka obcego od wczesnego dzieciństwa?
● Pomaga usprawnić aparat artykulacyjny.
● Zwiększa zdolność zapamiętywania.
● Jest świetnym ćwiczeniem pamięci i koncentracji.
● Otwiera na wielozadaniowość.
● Usprawnia procesy myślowe.
● Ułatwia podejmowanie decyzji.
AKT TRZECI
Tym razem to my postanowiliśmy wyjść z inicjatywą.
–Synku, nauka angielskiego zarówno w szkole, jak i na zajęciach dodatkowych idzie ci fenomenalnie, pani nie może się Ciebie nachwalić. I tak sobie pomyśleliśmy z tatą, że może warto to wykorzystać i zacząć się dodatkowo uczyć na przykład niemieckiego… – zaproponowałam mimochodem.
–Niemieckiego?! Przecież to najtrudniejszy język na świecie! W życiu sobie nie poradzę! – Szymek wyraźnie zaczął stawiać opór.
– Ale wiesz, nie chodzi nam o podjęcie ostatecznej decyzji w tej sprawie tu i teraz, ale o to, byś o tym pomyślał – doprecyzowałam.
– Skoro tak, to może mógłbym spróbować. Ale pod warunkiem, że jeśli nic nie będę rozumiał, to odpuścimy! – postawił sprawę jasno.
– Słowo! – zapewniłam bez krzyżowania palców;)
W ten sposób Szymek od trzeciej klasy podstawówki zaczął się na poważnie uczyć języka niemieckiego.Była to o tyle przemyślana decyzja, że w czwartej klasie trudniej byłoby mu wystartować ze względu na nowe przedmioty w szkole, nowych nauczycieli itd. Najlepszy czas był tu i teraz.
Owszem, początki nie były różowe ze względu na nie zawsze dające się okiełznać rodzajniki, jednak kto by się poddawał z tak błahego powodu? Tym bardziej że Szymek miał w grupie starszych kolegów, dzięki czemu poczuł się nagle ważny i „dorosły”, pięknie stymulując przy tym rozwój kompetencji społecznych.Na tym etapie utwierdziliśmy się w przekonaniu, że nasz syn rzeczywiście ma talent do nauki języków. A sam Szymek ku naszej ogromnej radości dostrzegł, że jakimś dziwnym trafem od kiedy uczy się drugiego języka, z jeszcze większą łatwością wszystko zapamiętuje…
AKT CZWARTY
Przez kolejne trzy lata „pracowaliśmy” systematycznie nad tym, by Szymek oprócz samej nauki odczuł na własnej skórze, że wysiłek popłaca. Kilka zagranicznych wyjazdów zdziałało cuda: niezależność językowa w połączniu z możliwością samodzielnego załatwienia różnych spraw miały moc uwolnienia ogromnych pokładów endorfin. Nasze dziecko wracało z kolejnych wojaży coraz bardziej entuzjastycznie nastawione do nauki języków. A wtedy postanowiłam kuć żelazo, póki gorące :)
– Synu, natknęłam się przypadkiem na ogłoszenie nauczycielki języka francuskiego. I tak sobie pomyślałam o Tobie… Wiesz, teraz, gdy już wiadomo, że po szóstej klasie w związku z reformą edukacji zostaniesz w podstawówce aż do ósmej, może warto wykorzystać czas, który poświęciłbyś na przygotowanie do egzaminu szóstoklasisty, na naukę nowego języka? – zaproponowałam.
Nie pamiętam już dokładnie, jak udało mi się przekonać Szymka o słuszności tego rozwiązania. Wiem za to, że rozpoczęcie nauki francuskiego przypadło na okres nastoletniego buntu, kiedy to decyzje oceniane jako najsłuszniejsze jednego dnia jeszcze wieczorem tego samego dnia lub najdalej rankiem następnego kolejnego okazują się najgorszymi, jakie można było podjąć. Na szczęście pani od francuskiego była aniołem, który potrafił sprawić, że nasz syn podczas zajęć odpływał ciałem i duchem w kierunku zamków nad Loarą ;)
AKT PIĄTY
Licealista Szymon jako drugi język obcy, którego będzie się uczył w szkole, wybrał… rosyjski.
– Synu, ale czy jesteś pewien? Wiesz, myślę, że w związku ze zmianą szkoły i wiążącymi się z tym dojazdami łatwiej byłoby Ci kontynuować naukę niemieckiego lub francuskiego niż poznawać od podstaw rosyjski… Tym bardziej że jest on językiem słowiańskim i zupełnie różni się od języków, których uczyłeś się dotychczas. Możesz zacząć się go uczyć w każdej chwili, ale czy akurat pierwsza klasa liceum to najlepszy moment? – próbowałam zasiać ziarno niepewności.
– Mamo, uwierz mi, to najlepszy moment, bo ja tego naprawdę chcę! Dzięki temu dużo łatwiej będzie mi się też czytało książki historyczne, w których jest zatrzęsienie zwrotów rosyjskojęzycznych – zawzięcie bronił swego stanowiska.
Swoją drogą, to miał przy okazji niezły fart: pani od rosyjskiego okazała się jednym z najsympatyczniejszych nauczycieli w szkole ;) Ot, szczęście sprzyja śmiałym :)
Sprawdzone sposoby na zaszczepienie w dzieciach pasji do nauki języków obcych
● Zabawki i książeczki, które rozwijają kompetencje językowe. Wśród tych drugich są uwielbiane przez dzieci i rodziców książka „Język angielski” oraz „Słownik języka angielskiego” z serii „Czytaj z Albikiem”. Dzięki nimmaluchy podczas zabawy poznają podstawowe słowa i zwroty w języku angielskim oraz zabawne piosenki. Na koniec mogą sprawdzić się w niezobowiązującym quizie.Obie pozycje to naprawdę solidne wsparcie dla wszystkich małych kandydatów na poliglotów, ale też świetna „pomoc naukowa” już na etapie szkoły.
PS. I tutaj przyjemna niespodzianka: jeszcze w tym roku na rynku zadebiutuje kolejny interaktywny grzbiecik z serii! Tym razem będzie to „Słownik języka niemieckiego”! Sehr Gut!
● Wspólne słuchanie i śpiewanie anglojęzycznych piosenek dla dzieci. Pozwoli to maluchowi osłuchać się z językiem i poznać nowe słówka, a przy okazji będzie świetnym ćwiczeniem np. akcentu.
● Aktywizujące zabawy językowe. Są idealną formą wykorzystania języka obcego w praktyce.
● Zapisanie dziecka do szkoły językowej, która stawia na innowacyjne metody nauki najmłodszych. Nawet jeśli sami płynnie posługujemy się danym językiem, warto rozważyć taką możliwość, gdyż w ten sposób maluch poczuje się poważnym uczniem, co nie pozostanie bez wpływu na osiągane wyniki.
● Wyjazdy zagraniczne. Podczas nich maluch na własnej skórze przekona się, jak przydatna jest w życiu znajomość języków obcych.
EPILOG
I tak sobie myślę, że gdybym kiedyś od kogoś usłyszała, że młody człowiek w wieku 17 lat może mniej lub bardziej sprawnie władać czterema językami obcymi, spojrzałabym na niego z uwagą ;) Dziś na przykładzie własnego syna wiem, że nauka języków może z czasem przerodzić się w autentyczną pasję. A Szymek? Wspominał coś ostatnio o nauce… chińskiego ;)
Mama Aga